poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 2.

     Niebo było bezchmurne, gwiazdy jasno świeciły na niebie, a wielki srebrny księżyc oświetlał ziemię. Po niebie błakały się małe nietoperze, a po ulicach mknęły samochody, co chwilę trąbiąc na przechodniów, którzy wchodzili im pod koła. Przed obskurnymi klubami ulokowanymi przy samej ulicy, tłoczyli się ludzie, a gwar muzyki i głośnych krzyków, słychać było z dużej odległości. Tak wyglądała każda noc w tym mieście. Ludzie beztrosko przechadzali się chodnikami, a na jednym z niedaleko położonych od ruchliwej ulicy podwórek, rozgrywał się dramat.
- Zostawcie mojego syna, zostawcie Go! - krzyczała przerażona kobieta, dławiąc się płaczem.
     Jeden z tych paskudnych kreatur zaśmiał się głośno, a krew chłopca którą akurat przełykał zabulgotała w jego gardle. Wzdrygnęłam się.
- Przykro mi księżniczko, ale Twojego synka nic już nie uratuje. - przejechał językiem po swoich śnieżnobiałych kłach. - Swoją drogą, ma bardzo smaczną krew. Mam nadzieję, że Twoja jest równie dobra, bo moi przyjaciele są bardzo wygłodniali.
     Dwóch pozostałych wampirów syknęło stojąc za plecami kobiety i przytrzymując ją za ramiona. Było ich tylko troje, więc spokojnie powinnam dać sobie z nimi radę. Pomimo tego, że są niesamowicie szybcy, zwinni i silni, nasze Stowarzyszenie zdołało bardzo zdziesiątkować ich rasę. Również na moje szczęście, były to dwa wampiry klasy C i jeden, który zabił nastoletniego chłopca, klasy B. Gdyby było to troje wampirów klasy A, mogła bym narazić również swoje życie.

No dobra, pewnie zastanawia Was teraz, o co chodzi z tymi klasami wśród wampirów. Szybciutko wyjaśnię. Klasy, na które dzielimy wampirów, stworzyliśmy My. W ten sposób, łatwiej jest nam określać z kim mamy do czynienia. Klasa A, czyli wampiry czystokrwiste, są stworzeni z ojca i matki wampirów. Pewnie wydaje Wam się to niemożliwe, a jednak. Jest to bardzo trudny, że tak to ujmę, proces i bardzo rzadki, ale ostatnimi czasy coraz częściej napotykamy się na czystokrwistych. Są oni na samym szczycie hierarchii wśród wampirów, pełnią pewnego rodzaju władzą w ich rasie. Każdy z niższych klas, musi być im posłuszny, a jeśli zajdzie taka potrzeba, oddać za nich swoje życie - o ile ich egzystencję w ogóle można tak nazwać. Później są wampiry klasy B, czyli ludzie, którzy z własnej woli chcieli stać się wampirami. Jednak żeby móc znaleźć się w klasie B, przed przemianą muszą napić się krwi swojego stwórcy. W ten sposób, są bardziej przybliżeni do czystokrwistych, niż do tych z ostatniej klasy, ponieważ jeszcze przed przemianą w ich organiźmie znajduje się wampirza krew. Średniaki (bo tak ich "pieszczotliwie" nazywamy) tak jak i czystokrwiści, mogą spokojnie przebywać na słońcu, które nie robi im najmniejszej krzywdy, ani nie czyni z nich kul dyskotekowych. Niestety, a może i stety nie jest tak w przypadku tych, z klasy C. To najgorsze szumowiny wśród wszystkich wampirów. Powstali w skutek nieudolnych polowań wampirów, lub tych, które zdołaliśmy przerwać. Za dnia, ukrywają się w podziemiach, a gdy słońce tylko zajdzie, wyruszają na łowy. Zabijają wszystkich, których napotkają na swojej drodze, bez najmniejszych skrupułów. Są zwykłymi bestiami. Jest nam ich najłatwiej zabić, bo z reguły są nieokiełznani i są dla Nas łatwym celem. Ze średniakami też z reguły nie mamy większego problemu, są szkoleni do walki z Nami, ale mimo to w ich żyłach nie płynie czysta krew, która czyni z wampira, Nadistotę z którą walka sprawia nam więcej zachodu.
- Puśćcie mnie proszę, ja nie zrobiłam nic złego! Nie chcę umierać, błagam! - łkała wciąż starając wyrwać się wampirom z rąk. Na próżno.
- Czy to nie jest śmieszne, Timmy? - zarechotał nisko jeden z nich. - Za każdym razem ta sama śpiewka. Ale w sumie, lubię jak moje żarcie trochę walczy. Smakuje wtedy jeszcze lepiej.
- Stephan! Nie gadajcie tyle, tylko bierzcie się za robotę, bo zaraz mogą zjawić się kłopoty. Ja już najadłem się do syta. - mówiąc to, odrzucił wypróżnione do ostatniej kropli z krwi, ciało chłopaka i otarł dłonią usta. Wyrzucił je, jak pustą butelkę po jakimś napoju. Sam kiedyś był człowiekiem, a teraz były dla niego jedynie śmieciami. Jak ja nie nawidziłam tych stworzeń!
- Oczywiście, Marcus.
     Nie mogę dłużej zwlekać. Chłopcu co prawda, nie mogłam już pomóc, ale kobietę muszę uratować - to jest mój obowiązek. Wzbiłam się w powietrze, zatrzymując się nad nimi i mocnymi wymachami skrzydeł, przewróciłam dwójkę wampirów którzy mieli właśnie zatapiać swoje kły w kobiecie.
- Anioł! - wrzasnął Marcus, obnażając swoje kły i przybierając obronna postawę.
     Nie wahając się, wystrzeliłam w stronę jednego z wampirów strugę światła, która wydobyła się z mojej dłoni, a po chwili na jego miejscu został tylko czarny popiół, który po chwili rozwiał wiatr. Tak łatwo było ich zabić, jakby sami chcieli umrzeć.
- Uciekaj Marcus! - drugi wampir który próbował pożywić się kobietą, rzucił w moją stronę starą oponę która leżała obok niego. Łatwo uchyliłam się przed tym atakiem, ale w ten sposób dał zabójcy chłopaka czas, na bezpieczne oddalenie się. Ruszyłam zatem za łatwiejszym celem który własnie podjął próbę ucieczki, mając nadzieję, że kiedyś uda mi się dorwać wampira, o imieniu Marcus.
     Był szybki, ale nie na tyle, żeby mi umknąć. Zwinnie poruszał się między domami, przeskakując płoty jakby były to tylko niziutkie przeszkody. Wystrzeliłam strugę światła w jego stronę, ale w ostatniej sekundzie udało mu się uchylić i drasnęłam zaledwie jego ramię, które powoli zaczęło się spopielać. Zawył z bólu, ani na chwilę nie zwalniając. Przyspieszyłam i zeszłam niżej. Goniłam go teraz w wąskiej uliczce, na której migały przyciemnione światła zepsutych, starych latarni. Kiedy wampir spostrzegł, że znalazł się w potrzasku, widząc przed sobą ścianę, odwrócił się w moją stronę obnażając kły. Już miałam zadać ostateczny cios, kiedy nagle poczułam, że coś skacze mi na plecy, blokując moje skrzydła. Nie mogłam się utrzymać, runęłam na mokrą i twardą ziemię.
- Cześć Aniołku, sądziłaś, że tak łatwo dam Ci zabić mojego kumpla? - zawarczał mi do ucha, jak się domyśliłam Marcus, któremu wcześniej udało się uciec.
     Gdzieś w oddali zegar wybił godzinę dwunastą.
- I tak mu już nie pomożesz. - wysyczałam zza ściśniętych warg. Wampir siedział na moich nogach, jedną ręką krepując moje dłonie, a drugą, skrzydła.
     W tym samym czasie spojrzeliśmy na wijącego się w agonii na ziemi wampira. Jego ciało bardzo powoli zamieniało się w popiół. Jednak mój cios, nie był tak do końca nietrafiony, albo był po prostu bardzo młody i podatny na Naszą moc.

Tak, w przypadku wampirów ich "wiek" (licząc oczywiście od dnia, w którym zostali stworzeni, bądź w przypadku czystokrwistych - narodzeni) ma bardzo duże znaczenie, jeśli chodzi o to, jaki wpływ mają na nich nasze moce. Ale równiez wiąże to się z ich pragnieniem, opanowaniem, siłą, szybkościa i wszystkimi cechami, jakie posiada krwiopijca.
     Marcus, zawarczał głośno i przycisnął moją głowę mocniej do ziemi, kiedy zaśmiałam się cicho.
- Może ja mu nie pomogę, ale Tobie też już nikt nie pomoże.
     Dosłownie sekundę po jego słowach, poczułam przeszywający chłód, który napłynął od strony wschodu. Z dachu zeskoczyły dwa kolejne wampiry i powolnym, ludzkim krokiem zaczęli zbliżać się w moją stronę. Byli to czystokrwiści. Nawet nie zerknęli na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą zwijał się z bólu wampir. Została po nim jedynie garstka popiołu.
- No, no chłopie, ładnego ptaszka złapałeś. - jeden z nich ukucnął przy mnie i łapiąc mnie za podbródek, odwrócił moją twarz w swoją stronę, spoglądając w moje rozgniewane oczy z diabolicznym uśmiechem. Miał ostro zarysowane kontury twarzy, przeraźliwie bladą cerę i czarne, świdrujące mnie na wylot oczy. Patrząc w nie, miałam wrażenie, że spadam w ciemną otchłań, że pochłania mnie najgorsze zło tego świata. To było gorsze niż patrzenie w oczu samemu Diabłu, jeśli w ogóle by istniał. Zza jego ust, wykrzywiających się w uśmiechu, błysnęły kły. Nawet jego blond czupryna nie łagodziła jego przerażającej twarzy.
- JJ, dobrze że już jesteście. - w głosie wampira, który wciąż kneblował mi kończyny i skrzydła, można było usłyszeć coś w rodzaju ulgi.
- Marcus, dobrze Cię widzieć całego. - z cienia wyłoniła się postać drugiego krwiopijcy, który ukucnął obok tego, który wciąż przytrzymywał mnie za podbródek. Spojrzał mi w oczy. Miał wielkie, ciemnobrązowe tęczówki, w których kryła się jakaś tajemnica. Gdybym była człowiekiem, na pewno zatopiła bym się w ich głębi, a on wtedy łatwo wykorzystał by to, żeby mnie zabić. Jego krótko przystrzyżone ciemne włosy, miały lekki poblask grafitu. Na mocno zarysowanej szczęce, widniał kilkudniowy, ale zadbany zarost. Szerokie, umięśnione ramiona, pokryte były zawijasami w formie tatuażów, które wystawały spod krótkich rękawów czarnej koszulki. Był nieco "milszy" z wyglądu (jesli w ogóle mozna powiedzieć o kimkolwiek z ich rasy, coś w tym stylu) niż ten drugi, który wciąż zaciskał pazury na moim podbródku. Po chwili, wstał i odszedł kawałek, nie spuszczając ze mnie wzroku, zostawiając mnie na pastwę tego Demona.
     To koniec, zabije mnie. Dałam się głupio złapać, jak jakaś idiotka, jakbym pierwszy raz toczyła z kimś walkę. A oni wykorzystają to, żeby mnie zabić, albo co gorsza, zamienić w Upadłego Anioła.

Zdziwieni? Domyślam się. Wampiry często zamiast Nas zabijać, zamieniają Nas właśnie w Upadłe Anioły. Ale nie lubię o tym mówić, bo na samą myśl mną trzęsie. Jeśli zajdzie taka potrzeba (a mam nadzieję, że nie) powiem Wam coś więcej na ten temat.
     Gdzieś w głębi, jakaś cząstka mnie, chciała krzyczeć, wołać o pomoc, błagać, żeby mnie nie zabijali. Ale nie, jesli mam zginąć, zrobię to z honorem. Uratowałam tą kobietę. Nawet jeśli poświęcam swoje życie za jej, każdy inny Anioł zrobiłby to samo.
- Au! - syknęłam, ponieważ z moich rozmyślań o śmierci jaka czeka mnie z rąk krwiopijców, wyrwał mnie przeraźliwy ból lewego skrzydła. To wampir który do tej pory śmiał mi się prosto w twarz, wyrwał jedno z piór i oblizał jego zakrwawioną końcówkę.
- Mmm, pyszniutka. Krew Aniołów jest taka słodka. - zaśmiał się, ściskając w dłoni wielkie białe pióro. Wyrywanie Nam piór, bardzo Nas osłabia. Są dla Nas centrum życia i mocy którą posiadamy. Jest to niewyobrażalny ból, można go porównać z wbiciem sobie w plecy noża. Jest to również dla Nas, bardzo poniżające. Tylko najgorsza z możliwych Istot, może się posunąć do takiego czynu. I właśnie takim plugawcem, był ten krwiopijec.
     Nagle wampir zniknął mi z oczu. Nie mogłam dobrze zobaczyć co się dzieje, bo moją głowę przyciśniętą do ziemi, wciąż przytrzymywał Marcus. Po niedługiej chwili usłyszałam mocny łomot uderzającego o ścianę ciała. Zrobiło sie bardzo jasno, jakby nad naszymi głowami wybuchła właśnie gwiazda, a przeraźliwy krzyk przeciął ciszę.
- PUŚĆ JĄ! - usłyszałam męski, zdeterminowany głos. Lucian! Och, jak dobrze, nigdy nie cieszyłam się tak, słysząc jego głos. Wiele razy ratował mnie z opresji, ale pierwszy raz od dwustu lat mojej kadencji, byłam o krok od stracenia życia.
     Ciężar z moich pleców w nanosekundzie zniknął. Co prawda, jeden z czystokrwistych, rozpłynął się już w powietrzu w postaci popiołu, zabity przez mojego chłopaka (tak dziwnie to dla mnie brzmi, ponieważ ciężko Nas nazwać ludźmi) ale w pobliżu wciąż przebywała pozostała dwójka krwiopijców. Pomimo bólu skrzydła, podniosłam się na równe nogi gotowa do ewentualnej walki. Ale śladu po pozostałej dwójce wampirów, już nie było.
     Lucian natychmiastowo zleciał i znalazł się tuż przy mnie, otulając mnie ramieniem.
- Nic Ci nie jest? - zapytał z troską w oczach, zgarniając splątane od brudnej ziemii kosmyki z mojej twarzy.
- Nie, na szczęście nic. Ale udało im się zabić chłopca. Udało mi się uratować jego matkę. Ale musimy tam wrócić i posprzątać. - powiedziałam jednym tchem - W ogóle, co Ty tutaj robisz?
- Minęła północ Akiro, a Ty nigdy się nie spóźniasz. Wiedziałem i czułem, że coś Ci zagraża. Nie zajęło mi długo znalezienie Cię.

Tak, Anioły "sprzątają" po takich tragicznych atakach. Niedługo dowiecie się, jak to wygląda. Jestem Aniołem od ponad dwustu lat i robiłam to miliony razy (przerażająca ilość, prawda?), ale za każdym razem równie mocno jestem oczarowana tym procesem. I pomimo, że dzieje się ona w przykrej sytuacji, można się tym oczarować.
     Uśmiechnęłam się, całując go w policzek i tuląc głowę do jego piersi.
- Musimy sie pospieszyć, zanim tej kobiecie przyjdzie do głowy wezwanie policji. Wiesz, że wtedy robi się z tego niezła akcja.
- Zatem lećmy. - blondyn uśmiechnął się i chwytając się za ręce, polecieliśmy w stronę miejsca, gdzie zginął chłopiec.





*****

Szczerze powiedziawszy, średnio zadowolona jestem z tego rozdziału, ale nie miałam chwili spokoju dzisiaj, żeby dobrze do niego przysiąść. Obiecuję poprawę!

P.S.: Dajcie znak, że ktoś tu jest i nie piszę sama do siebie! 



niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział 1.

     Kolejny nudny dzień chylił się ku końcowi. Wielkie, pomarańczowo-złote słońce chowało się powoli za horyzontem, a niebo zaczęło przybierać ciemniejszy kolor. Siedząc na dachu jednego z wieżowca, obserwowałam jak ptaki wracają do swoich gniazd, by zapaść w sen bądź nakarmić swoje młode. Małe rdzawobrązowe wiewiórki kręciły się koło śmietników w poszukiwaniu jedzenia i uciekały w podskokach kiedy jakiś wyprowadzany na wieczorny spacer przez swojego właściciela pies, obszczekiwał je. Płatki kwiatów zamykały się w mozolnym tempie, a wiatr kołysał trawę do snu. Latarnie zaczęły się załączać, a gdy słońce zaszło do końca i niebo zrobiło się grafitowe, zapaliły się jasnym, białym światłem. Westchnęłam głęboko, widziałam ten rytuał każdego wieczoru, ale za każdym razem przyglądałam się z zaciekawieniem, jak przyroda utula się do snu. Gdy na niebie zaiskrzyła się pierwsza gwiazda, a zza chmur wyjrzał księżyc, wstałam na równe nogi i rozprostowałam kości. Dosyć długo siedziałam z podkulonymi kolanami i zdążyły mi ścierpieć. Podeszłam do krawędzi dachu na którym siedziałam i spojrzałam kilkanaście pięter w dół. Neonowe tablice przy ulicznych sklepach świeciły różnokolorowymi światłami, a ludzie mijali się na chodniku bez zawracania sobie głowy tym, a raczej kim, kto na nich czyhał, gdy noc spowijała miasto.
     Odbijając się od prawej nogi, wzbiłam się ku niebu i obkręciłam parę razy wokół własnej osi. Zawisłam w powietrzu i odgarnęłam z twarzy jasnosrebrzyste kosmyki. Na codzień, kiedy żyłam między ludźmi miały kolor normalnego, słonecznikowego blondu. Lecz kiedy przychodziła noc i mogłam w końcu być tym, kim naprawdę jestem patrolując wyznaczoną mi odgórnie okolicę, mieniły się odcieniami srebra. Na szczęście kolor moich oczu nie zmieniał się i zawsze mogłam cieszyć się ich morskozielonym odcieniem. Kątem oka, zauważyłam małą zbłąkaną wiewióreczkę która przestraszona chowała się pod ławką w parku. Powoli zaczęłam schodzić w dół, cicho kierując się w jej stronę, aby jej nie spłoszyć. Wylądowałam zgrabnie na ziemii, rozglądając się, czy aby na pewno nikogo nie ma w pobliżu i ukucnęłam obok ławki swój wzrok kierując na rude maleństwo. Wyciągnęłam w jej stronę ostrożnie dłoń, a po chwili jej mały, wilgotny czarny nosek wynurzył się z cienia obwąchując ją. Zwierzę ostroznie zaczęło zbliżać się do mnie, a gdy spostrzegło że nic nie mu grozi, szybko wspięło się na moje ramię, pyszczek chowając między moje włosy. Cała się trzęsła, była przerażona, najprawdopodbniej zgubiła mamę. Nie zastanawiając się długo, zaczęłam przechadzać się po praku w poszukiwaniu jej rodziny. Nie zajęło nam to dużo czasu. Maleństwo szczęsliwie wróciło do swojej dziupli, żegnając mnie cieniutkim piszczeniem. Uśmiechnęłam się, widząc jak obskakuje swoją mamę wiewiórkę wokół, a po chwili razem znikają w ciemnej dziupli. Szybkim odbiciem od ziemi, pofrunęłam znowu ku niebu.

    " Zapytacie się - kim jest ta dziewczyna? Na pewno nurtuje Was to pytanie. Otóż nie jestem zwykłą dziewczyną. Nawet nie wiem, czy w ogóle można mnie nazwać człowiekiem. Owszem, na co dzień żyję między ludźmi. Udaję uczennicę jednej z uczelni, po południami pracownicę kawiarni, po to, żeby być bliżej istot ludzkich, móc dowiadywać się więcej o ich życiu, obserwować ich zachowania w różnych sytuacjach. Ale do rzeczy. Najłatwiej będzie, jeśli powiem Wam, że jestem Aniołem. Nie takim Aniołem, którego znacie z Biblii. Nieba, ani Piekła nie ma. Bóg i Szatan nie istnieją. Są o wiele gorsze Istoty od Diabła. I właśnie przed tymi Istotami, My Anioły staramy się chronić ludzi. Tak, jest Nas więcej. Można Nas nazwać Stowarzyszeniem. Ludzie nie wiedzą o Naszym istnieniu. Pewnie zastanawiacie sie teraz, jakim cudem nie widzą Nas kiedy patrolujemy wieczorami i nocami okolicę? Otóż ludzkie oko, nie potrafi dojrzeć rzeczy nie z tego świata. Teraz pewnie wydaje Wam się to sprzeczne z tym, że widzą Nas podczas normalnego dnia, kiedy egzystujemy wraz z nimi. Już wyjaśniam - do latania używamy skrzydeł. Mamy jej przez cały czas, od samego początku Naszego istnienia. Ludzie nie widzą ich, bo nie jest to rzecz ludzka, co łączy się z tym, że kiedy ich używamy, robimy coś niezwyczajnego, dlatego właśnie Nas nie widzą. Nie działa to w ten sposób, że każdy człowiek ma swojego "Anioła Stróża". Każdy z Nas ochrania tylu ludzi, ilu znajduje się w czasie patrolu na jego terenie. Dzięki skrzydłom, możemy bardzo szybko się przemieszczać, a dzięki naszemu wyczulonemu wzrokowi, potrafimy dostrzec małą mrówkę błąkającą się w trawie z wysokości 300 metrów. Pewnie teraz zaciekawi Was, co jeszcze niezwykłego potrafimy. Otóż nie starzejemy się. Po osiągnięciu pewnego wieku nie zmieniamy się. Nie jest to tak, że każdy Anioł osiąga ten sam wiek. Jest to bardzo indywidualna sprawa, niektórzy przestają się "starzeć" po kilkunastu bądź kilkudziesięciu latach. Ja zatrzymałam się po 23 latach od moich narodzin. I tutaj wyprzedzę nasuwającą się myśl - tak, rozmnażamy się. Po co, skoro się nie starzejemy? Odpowiedź jest prosta, można Nas zabić. Oczywiście nie może tego zrobić zwykły człowiek, ale czarownice, zjawy, wampiry, wilkołaki czy inne mroczne Istoty - mogą. Mają oni na Nas swoje sposoby, tak jak i My mamy swoje sposoby, żeby zabijać ich, zanim Oni zrobią krzywdę ludziom. Kontynuując, każdy z Nas jest przydzielony do pewnego rodzaju Gildii. Ja przynależę do Gildii Światła Księżyca, stąd moje "nazwisko" - Clair de Lune. Jest ich wiele, ale nie będę Was odrazu wszystkimi zanudzać. Każda Gildia, szkoli swoich podopiecznych w kierunku odpowiedniej mocy. Jak się domyślacie, posiadam kontrolę nad światłem. Ta moc, jest bardzo przydatna w walce z mrocznymi Istotami. Potrafię jeszcze wiele różnych rzeczy, ale tego dowiecie się w swoim czasie. Zatem, kiedy wiecie już mniej więcej, kim jestem, przyszła pora na to, żebym się Wam przedstawiła - nazywam się Akira. "
     Mój patrol jak zwykle zaczęłam od północnej części. Utrzymywałam się w bezpiecznej odległości od ziemi, by Mroczne Istoty nie mogły mnie wyczuć. Czujnym okiem przeczesywałam okolicę. Chyba zapowiada się nadzwyczaj spokojna noc. Ucieszyłam się z tego faktu, gdyż każdego wieczoru spotykałam się z moim partnerem, Lucianem. On również przynależał do Gildii Światła Księżyca, a nasze rodziny bardzo cieszyły się z Naszego związku. Wierzyli w to, że kiedy przyjdzie taka potrzeba, damy naszemu Stowarzyszeniu wspaniałego potomka. 
      Zerknęłam na wieżę zegarową, przelatując obok niej. Było zaledwie po 11, a ja już trzeci raz oblatywałam swój teren. No cóż, wygląda na to, że po prostu sobie polatam. Kiedy po raz piąty przelatywałam nad ulicami w północnej części, mój słuch wychwycił przeraźliwy krzyk dobiegający od strony jednego z podwórka.
Czy wspominałam już, że Nasz wyczulony słuch, należy również do Naszych super zdolności? Jeszcze wiele ciekawych rzeczy dowiecie się, na temat Aniołów.
     Zeszłam niżej i od razu skierowałam się w tamtą stronę, machając mocniej skrzydłami żeby nabrać prędkości poruszania się. Kiedy znalazłam się już odpowiednio blisko, żeby móc zaobserwować co się tam dzieje, usłyszałam błagalny ton jakiejś młodej kobiety.
- Nie, błagam, błagam! Kim Wy jesteście, dlaczego to robicie... 
- Jesteśmy Twoim najgorszym koszmarem. - usłyszałam w odpowiedzi, niski, chrypliwy głos.
     To wampiry. Pierwszy raz od kilkunastu lat, zdarzyło mi się spotkać ich w tej części miasta. Po ostatnim ich ataku, gdy Lucian akurat patrolował mój teren wraz ze mną i we dwójkę zdołaliśmy zabić kilku przedstawicieli ich rasy, nie pojawiali się tu. 
     Aż do dziś... 

*****

Witam serdecznie Wszystkich, którzy trafili na mojego bloga. Mam nadzieję, że rozdział pierwszy przypadł Wam do gustu i z niecierpliwością, będzie wyczekiwać kolejnego. Pozdrawiam i zapraszam do czytania, oraz komentowania :)